4 lipca 2016

20. SZKOLNE CZASY: Matura - egzamin dojrzałości czy test na inteligencję?

Młodsza ode mnie przyjaciółka lada moment otrzyma wyniki matur. Jako że jest osobą niezwykle przewrażliwioną na punkcie praktycznie wszystkiego, co ją dotyczy (nie uraź się, wiesz, że Cię kocham), stresowała się tym chyba od kiedy tylko rozpoczęła naukę w liceum. Przecież zawsze istnieje ryzyko, że nie zdała, oblała, zawaliła - jak zwał tak zwał.
Chciałam dzisiaj rozprawić na temat egzaminu dojrzałości, który winien otwierać wiele drzwi, między innymi te, które prowadzą na wymarzone studia... Czyż nie? Gówno prawda.

Matura jest uwieńczeniem całego jakże obfitego w różnorakie przejmujące wydarzenia okresu licealnego. To właśnie w tym miejscu rodzą się pierwsze zauroczenia, z czasem przeobrażające się w "wielkie miłości", takie niby na całe życie, które nie mają nic wspólnego z irytującymi zaczepkami kolegów w gimnazjum. To tutaj problemy z cerą rozwijają się do tragedii monstrualnych rozmiarów. Tutaj występuje ten ciekawy okaz jakim jest uczeń, nie będący już dzieckiem, jednak nie jest jeszcze na tyle dojrzały, by mówić o nim dorosły. Zawieszony zatem pomiędzy jednym terminem a drugim, zachowuje się przeważnie jak idiota, popełniając wiele głupstw.

Mamy więc młodego człowieka, zbyt naiwnego i niedoświadczonego, by mógł podejmować jedne z ważniejszych decyzji w swoim życiu. "Co to za ponury absurd... Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?" - całą tę sytuację doskonale obrazuje ten cytat z filmu Marka Koterskiego.

Przed naszym nastoletnim przedstawicielem środowiska licealnego po trzech latach popełniania błędów, naprawiania ich, dokonywania niewłaściwych i właściwych wyborów, życia z pewnością stresującego, ale  nie na tyle, by poczuć, że dorosłość jest tuż za jego plecami, że zbliża się nieuniknione i on również będzie musiał stanąć w końcu twarzą w twarz z braniem pełnej odpowiedzialności za swoje czyny, a gdyby jeszcze było mało, po pewnym czasie zarabianie na swoje utrzymanie przejmie całkowitą kontrolę nad jego życiem i zabierze sporą ilość czasu, w końcu zostanie postawione zadanie udowodnienia, że nadaje się do podjęcia decyzji o opuszczeniu ochronnego parasola, by wziąć sprawy w swoje ręce. Czas napisać maturę...

Co zatem jeśli matura się nie powiedzie? Jeśli najgorsze przypuszczenia okażą się trafne i egzaminu najzwyczajniej nie zdasz? Jak zdążyła przekonać się moja przyjaciółka, w opinii społeczeństwa jesteś debilem. Przecież to ten świstek papieru, który wyraźnie świadczy, że matura przebiegła pomyślnie, ma wpływ na Twoją inteligencję. Nieistotny jest fakt, że tak naprawdę wiedza nabyta z podręczników nijak się ma do tego, co czeka nas w prawdziwym życiu. Można całe liceum uczyć się formułek na pamięć i recytować je o każdej porze dnia i nocy, by później i tak je zapomnieć, kiedy przestaną być potrzebne po zaliczonym sprawdzianie. Co to jednak da?

Oczywistym jest, że bez matury nie dostaniemy się na studia. Co nas wtedy czeka? Słynne straszenie o pracy w McDonald's czy zamiataniu ulic zmaterializuje się do kształtów rzeczywistych i oto staniemy się tymi, na których ludzie piastujący wysokie stanowisko patrzą z pogardą, zapomniawszy zupełnie o tym, że kiedy po pracy nie mając czasu na coś bardziej wytwornego, pożerają łapczywie hamburgera, ktoś musiał go przecież przygotować... I żeby nie tonąć w brudzie na ulicach (chociaż czysto też znowu nie jest), ktoś musi regularnie sprzątać.

Nie każdemu dane jest zdać maturę, nie każdemu dane są studia i praca przynosząca wysokie zarobki i satysfakcję (chociaż studia nie oznaczają od razu wymarzonej pracy, rzecz jasna). Każdemu natomiast przypisana jest określona rola i należy to szanować. Czasem ten człowiek sprzątający ulicę ma więcej do powiedzenia od osoby wykształconej, która nim tak gardzi.



2 komentarze:

  1. Od kiedy skończyłam liceum, zamknęłam się w kokonie przekonań, że skoro idioci, którzy krzywdzili mnie swoimi bezzasadnymi animozjami dorośli, to na pewno cały świat zrobił to razem z nimi. Mam także poczucie, że przecież wszystkie te uprzedzenia są tak idiotyczne, iż nikt nie może myśleć o nich na serio. To tak, jakby ktoś powiedział, że ludzie rozmnażają się poprzez pączkowanie, co jest oczywistą nieprawdą. Tak samo z uprzedzeniami w stosunku do innych ludzi, niezależnie od statusu, majętności, narodowości, wyznania, orientacji czy czegokolwiek innego. Naprawdę wydaje mi się, że po tylu latach ludzkość powinna się już czegoś nauczyć i zrobić kolejny krok naprzód w kwestii światopoglądowej ewolucji. Cóż, właśnie w tym momencie życie dobitnie mi uświadamia, że sama żyję w kokonie własnych przekonań, jakoby uprzedzenia stanowiły coś marginalnego i spotykanego tylko w utworach kultury czy wspomnieniach. Bo wcale tak nie jest. One są, absurdalne i niedorzeczne, ale są. Świetnie rozumiem Twoje oburzenie i sama będę się burzyć. Nie wolno gardzić innymi i to jest wartość, która powinna być wpajana dzieciom jeszcze zanim wyjdą na świat.

    OdpowiedzUsuń